wtorek, 7 października 2014

Podsumowanie września


Wrzesień zleciał nadzwyczaj szybko, większą część miesiąca zajęło mi przestawienie się w szkolny tryb, a część spędziłam nawet na chorowaniu, co nie zdarza mi się zbyt często. Na dodatek na początku miesiąca zostałam zasypana sprawdzianami, kartkówkami i masą innych szkolnych rzeczy, co wcale nie ułatwiało powrotu po wakacjach. Teraz jest już w miarę spokojnie, nawet dość leniwie, ale początek był ciężki. Mimo to wrzesień był miesiącem pełnym wrażeń i nowych rzeczy, które  chęcią wam pokażę.. :)


Pierwszym wydarzeniem, które miało miejsce we wrześniu była rocznica moja i P. Z jednej strony nie wierzę, że to już rok minął od kiedy jesteśmy razem, tak szybko ten czas leci. Ale z drugiej strony mam wrażenie, że znamy się całe życie i nie umiem sobie wyobrazić co ja w ogóle bez niego w tym świecie robiłam.

Poza kilkoma drobiazgami, które wręczyłam P, upiekłam też przepyszne muffinki ze snickersami. Były naprawdę smaczne dopóki ja, jako królowa gracji, nie spadłam z nimi ze schodów. Rozbryzgany na ścianach krem? Tylko u mnie.


Z kolei P w ramach rocznicowej randki zabrał mnie do zoo. Od dawna chciałam tam pojechać choć w sumie chodziło mi głównie o małpy. Uwielbiam patrzeć na te zwierzaki i w sumie w zoo mogłabym pominąć wszystkie inne wybiegi i gapić się na małpy. No, jeszcze tygrysy były fajne.


 Pragnę również zakomunikować, że wrzosik, który służył ostatnio za tło do zdjęć, przeżył u mnie cały miesiąc i żyje nadal. Czyni go to roślinką najdłużej trwającą w stanie niezasuszenia, jaka kiedykolwiek znalazła się w moim pokoju. Poważnie, kaktusa ususzyłam tak, że sam się wydrążył.


Jak zawsze na jesień, mój ogród nawiedziły ogromne pająki. Bardziej przerażają mnie takie domowe z długimi odnóżami, ale te tez nie są fajne. W ramach walki z arachnofobią zrobiłam dzikusowi zdjęcia. Mimo najszczerszych chęci, nie potrafię się doszukać żadnego piękna w tym stworzeniu, ale zdjęcie jest


Upiekłam ptysie. Pychotka.


 W sklepie ,,wszystko za 3 zł" w którym faktycznie wszystko, wszyściuteńko kosztuje 3 złote, nabyłam śmieszne fasolki, które w wodzie zmieniają się w piankowe zwierzątka. Nie pytajcie po co mi one, miałam takie kiedyś w dzieciństwie i zdobycie ich ponownie było moim marzeniem przez całe życie. Co prawda czuję się oszukana, bo w zestawie zwierząt morskich miała świnię, dwa lwy, osła, żyrafę, wielbłąda, nosorożca i jednego nędznego rekina.


Czy to koteł czy to puma?


 W kwestii kulinarnych odkryć, a półce w Tesco wypatrzyłam poniższy produkt. W opakowaniu znajduje się kilka małych, pysznych paluszków i słonawy serek. Strasznie mi posmakowało, ale 4 złote za przyjemność na dwie minuty to troszkę za dużo :(


Spróbowałam też limitowanej Jogobelli o smaku sernika z mandarynkami. W sumie smaczna, kuszę się na jagodową muffinkę.


W końcu, po wielu latach poszukiwań nabyłam idealną kurtkę. Jest burgunowa, cieplutka i w miarę krótka, co przy moim wzroście i gabarytach jest dość ważne - w dłuższych kurtkach wyglądam jak klocek na cienkich nóżkach. Od spodu ma podpinaną cieplutką kamizelkę, a w okół kaptura miękkie, puszyste futerko w którym mogę cała się schować. Kupiona w pull&bear




Młodsza kuzynka nauczyła mnie robić bransoletki z gumek, teraz mogę się pokazać w podstawówce.


Kolejnym zakupem, o którym już wiecie jest nowy rower, którym codziennie dojeżdżam do szkoły, Padło w końcu na model z decathlonu. Jestem z niego bardzo zadowolona i nie wiem jak mogłam tyle czasu męczyć się w autobusach.




Zaopatrzyłam się też w lunchbox. Mój został kupiony w Tesco za 39 zł, ale całkiem fajne modele są dostępne obecnie w biedronce w cenie 20 zł. Moje pudełko zawiera składany nóż, widelec, pojemnik na sos i trzy przegródki. Przygotowywanie sałatek czy placków do szkoły stało się już moim małym, wieczornym rytuałem, któremu z chęcią się oddaje. Czekajcie na przepisy!


Z okazji dnia chłopaka zorganizowałam dla P wieczór z filmami. Wypożyczyłam filmy akcji, które w sumie okazały się być słabsze niż wyglądały i przygotowałam masę pysznego żarełka.


Razem z Basią zrobiłyśmy sobie maraton matematyczny, uczyłyśmy się przez cały wieczór aby odkryć, że z zadaniach są błędy. W ramach odstresowania postanowiłyśmy obejrzeć film, padło na ,,Gwiazd naszych wina". Nie będę opowiadać fabuły, bo na pewno za dużo zdradzę. Powiem wam tylko, że przepłakałyśmy pół filmu, napisy i jeszcze sporą chwilę po nich. 



Tym kończę wrześniową relację, nie mogę już się doczekać kolejnej!


2 komentarze:

  1. Jak dbasz o wrzosa? Pokażesz swój pokoj w zdjęciach? jestem bardzo ciekawa! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko podlewam jak mi się przypomni :)
      Pokój chętnie pokażę, jeśli kiedyś na tyle w nim posprzątam.. :)

      Usuń