poniedziałek, 29 września 2014

Poniedziałkowe DIY - prezent na dzień chłopaka

Hej hej, jestem i mam się dobrze. Dzień chłopaka już jutro (ja świętowałam już z P w weekend wieczorem z filmami akcji i kupą pysznego żarcia, a co) i pewnie większość z was ma już przygotowane jakieś drobiazgi, ale gdyby nie, to poratuję. Podzielę się z wami czymś, co P dostał w minione mikołajki i jest z tego prezentu bardzo zadowolony. W ogóle uwielbiam robić mu prezenty, kupować, wręczać... On też z resztą jest mistrzem romantycznych niespodzianek ;) Ale do rzeczy:

Potrzebne będą
- talia kart
- dwa metalowe kółka (ja swoje kupiłam w pasmanterii) - opcjonalnie sprawdzi się wstążka)
- trochę papieru i ewentualnie drukarka
- odrobina inwencji twórczej

Zaczynamy od przygotowania okładki. Możecie narysować własną, stworzyć w programie graficznym, lub skorzystać z mojej:

Teraz wycinamy takie prostokąty z papieru, aby zmieściły się na karcie, po stronie z cyferkami. Dobrze jest zostawić troszkę miejsca po bokach.
Tu znów przychodzę z pomocą:


         




Znowu bardzo brzydko wrzucone ale naprawdę nie potrafię dodać tego jako plik :(
Po wydrukowaniu ramek wystarczy zapełnić je tekstami, zdjęciami, czymkolwiek co dla was ważne, powycinań i przykleić na karty. 
Karty możemy podziurawić dziurkaczem, ja zrobiłam to bindownicą i spięłam metalowymi kółkami. Niestety nie pokażę wam efektu końcowego, bo prezent jest u P :)



poniedziałek, 22 września 2014

Poniedziałkowe DIY - koszyk z papierowej wikliny


W dzisiejszym poście z serii ,,zrób to sam" przychodzę do was z czymś co zrobiłam już dawno temu, jeszcze jakoś na początku wakacji. Potrzebowałam jakiegoś ładnego pojemnika do postawienia przy łóżku, na różne potrzebne rzeczy - krem do rąk czy ładowarkę do telefonu. Kupne pudełka czy koszyczki nie spełniały moich oczekiwań, a poza tym o ile większa jest satysfakcja, kiedy zrobimy coś samodzielnie. Stwierdziłam, że uplotę sobie sama śliczny, biały koszyczek. Okazało się to dużo prostsze niż się spodziewałam, ale podczas tworzenia nie dałam rady robić zdjęć - wszystko mi się wtedy wyginało i wyglądało bardzo brzydko. Nie wiedziałam jak zrobić instrukcję bez zdjęć, więc w końcu zdecydowałam się na stworzenie pięknych ilustracji w profesjonalnym programie graficznym. No to zapraszam :)


niedziela, 21 września 2014

Jedziemy na Węgry czyli szalonego tripa sprawy organizacyjne


Jak już wiecie z poprzednich moich postów w połowie sierpnia odwiedziłam Bratysławę, Wiedeń i Budapeszt. Był to pierwszy mój tak daleki wyjazd zaplanowany w dużej mierze samodzielnie - przy niewielkiej pomocy rodziców i oczywiście dużym wkładzie współtowarzysza wyprawy. Dodatkowo jechaliśmy za granicę, co było kolejnym utrudnieniem. Dzisiaj mam dla was małe podsumowanie całej tej wyprawy, napiszę, jak zorganizowaliśmy transport, gdzie dokładnie spaliśmy, i - co najważniejsze - ile zapłaciliśmy.

środa, 17 września 2014

Dlaczego jeżdżenie rowerem do szkoły jest spoko?



Wiecie, jest jedna rzecz, która w wakacjach niezmiernie mnie denerwuje. Jestem takim typem człowieka, dla którego ważna jest organizacja czasu. Nigdy nie mam wszystkiego zaplanowanego co do minuty i nie mam nic przeciwko robieniu rzeczy totalnie na spontanie, ale lubię mieć w swoim życiu jakiś rytm. I bardzo dużo czasu zajmuje mi przestawienie się z jednego rytmu w jakikolwiek inny. W tym roku zajęło mi jakieś 6-7 tygodni, co oznacza, że kiedy tylko nauczyłam się oglądać seriale do 4 w nocy i wstawać później niż o 7:30, wakacje się skończyły. Nie mam jakiegoś wielkiego problemu ze spaniem, o dziwo, bo z tym zawsze najbardziej się męczyłam, ale mam problem ze zorganizowaniem dnia w taki sposób, aby się ze wszystkim wyrobić. Wliczając w to pisanie postów. Dziś więc coś na szybko, co może zmotywuje jakiegoś lenia do porzucenia starych, dobrych autobusów, a dla mnie będzie stanowiło motywację w przyszłości, bo na pewno będę jej w końcu potrzebować :)

piątek, 12 września 2014

Szalonego tripa dzień czwarty - Szentendre i Esztergom

 Mimo, że nasz trip wcale nie trwał tylko cztery dni, to ten post będzie ostatnim z relacji. Planuję jeszcze pisać o naszym wyjeździe, ale bardziej o kwestiach organizacyjnych, a tymczasem pokażę wam, jak spędziliśmy ostatnie godziny na Węgrzech.


wtorek, 9 września 2014

Oryginalny Tangle Teezer vs podróbka za funta - kto wygra?

O Tangle Teezer słyszał już chyba każdy. Szczotka bardzo szybko podbiła internety i na niemal każdym blogu kosmetycznym (a już na pewno tym o włosach) pojawiła się szczegółowa recenzja. szczotkę albo się kocha albo nienawidzi bo znacznie różni się od tych znanych nam klasycznych czesadeł. Ja swojej używam już od dłuższego czasu i zdecydowanie ją polubiłam, ale w tym temacie nie mam chyba do powiedzenia nic, co nie zostało jeszcze powiedziane. Mam za to coś ciekawszego. W dzisiejszym poście porównam oryginalną wersje, z jedną z jej licznych podróbek - bo powstały ich dziesiątki, z czego jedna była nawet jakiś czas temu dostępna w biedrze. Jesteście ciekawi tego, jak wypadła uboga wersja TT? No to zaczynamy

Runda pierwsza: wygląd.

Swoją TT kupiłam w kolorze czarnym (nie wiem czemu - chyba była najtańsza, a wtedy nie było jeszcze takiego przekroju wzorów jak dziś) i jest to klasyczna wersja, bez zamykania i bez - niestety - schowka na gumki. Moim zdaniem jest całkiem ładna, ale to po prostu szczotka. Górna część jest wykonana z błyszczącego plastiku, dół jest matowy.

tak wygląda oryginalna TT po ponad roku użytkowania

Podróbka jest prezentem od Basi, wiec nie miałam wielkiego wpływu na wybór koloru, mimo to bardzo mi się podoba. Na dodatek jest to wersja podróżna, więc kształtem i rozmiarami różni się od mojej starej TT. Jak widzicie, jest jasnoniebieska, z matowym wykończeniem góry i jest naprawdę niewielka.


O gustach się nie dyskutuje, ale chyba zwycięża podróba.

Runda druga: cena

W kwestii TT wiele z was narzeka właśnie na dość wysoką cenę. Nie wiem ile szczotka kosztuje w tej chwili, ja swoją kupiłam za około 40 zł z przesyłką i moim zdaniem naprawdę nie jest to wiele. Mam bardzo delikatne, wysokoporowate włosy, które niezwykle łatwo się plączą i rozczesanie ich zwykłym druciakiem z kiosku czy - tym bardziej - grzebieniem, jest bardzo bolesne i skutkuj utratą wielu włosów. Przed TT zawsze miałam ten sam model szczotki, przez wiele lat (miałam chyba trzy, ale zawsze ten sam model, kupowany w realu :o). Było to połączenie szczotki z włosia, z taką zwykłą - poza szczeciną miała też druciane patyczki z kuleczkami na końcu. Rozczesywała włosy cudownie, ale niestety dość mocno elektryzowała. Kosztowała ok. 50 zł, więc koszt TT i tak jest niższy niż mojej starej szczotki.

Podróbka kupiona została z londyńskim poundlandzie za zawrotną sumę jednego funta, więc jest to niemal 10 razy mniej niż koszt TT.

No nie ma opcji. W rundzie cenowej zwycięża podróbka.

Runda trzecia: jakość wykonania

TT wykonana jest z miękkiego, sprężystego plastiku. Wiele razy lądowała na podłodze, przeżyła wiele podróży w plecaku i niektóre ,,włoski" są jedynie lekko powyginane, jednak nie wpływa to na komfort czesania.

Podróbka wykonana jest z plastiku, który łatwo połamać, włoski po zgięciu nie wracają do swojego poprzedniego położenia, trzeba je ręcznie prostować. Jednak - podobnie jak TT - dobrze leży w dłoni mimo niewielkich rozmiarów.


Zwycięzcą zostaje TT

Runda czwarta: komfort czesania

Włosy za pomocą TT czesze się zaskakująco dobrze - szczotka gładko sunie po włosach, nie ciągnąc ich i nie wyrywając. Bez problemu rozczesuję nią nawet większe kołtuny.

Podróbka zdecydowanie mocniej szarpie włosy. Jest i tak lepiej niż w przypadku zwykłej szczotki, ale gorzej niż przy TT. Nie jestem w stanie rozczesać nią bardziej splątanych włosów, na przykład po myciu, ale do wygładzenia w ciągu dnia nadaje się całkiem dobrze.

Zdecydowanie zwycięża TT

Runda piąta: efekt

Rozczesane przy pomocy TT włosy są gładkie, błyszczące i nie elektryzują się. W przypadku podróbki efekt jest niemal ten sam. Chciałam nawet zrobić zdjęcie, ukazujące różnicę, ale tej różnicy zwyczajnie nie widać.

Z uwagi na mniejszą ilość wyrwanych włosów, zwycięża TT.

Podsumowanie:
Postanowiłam nie rozpatrywać takij kwestii jak wygoda w podróży - moja TT nie ejst przeznaczona do noszenia jej w torbie, więc jeśli macie taką potrzebę, koniecznie zdecydujcie się na wersję podróżną, nie na tą zwykła. Cieszę się, że mam podróbkę w wersji kompaktowej - mogę ją wrzucić do plecaka bez wyrzutów sumienia, o moją ukochaną TT nieco bym się bała. Jeżeli macie już oryginał, lubicie się nim czesać i szukacie właśnie czegoś na podróże czy na wszelki wypadek, podróbka może być dobrą opcją. Ale jeżeli chcecie sprawdzić czy ten typ szczotki wam odpowiada przed zakupieniem oryginału, to możecie się nieco zrazić.

Co sądzicie o tych szczotkach? Miałyście okazję przetestować?





niedziela, 7 września 2014

Sierpień w zdjęciach



Hej, hej. Dzisiejszy post będzie mniej bogaty niż ten z lipca, bowiem większość miesiąca spędziłam na wyjazdach, z których przygotuję wam osobne wpisy. Przypomnę, że odwiedziłam Wiedeń, Budapeszt oraz Władysławowo, o którym niebawem opowiem nieco więcej. Za to czekam już z niecierpliwością na tworzenie wrześniowego wpisu - już mam conajmniej kilka rzeczy, którymi chcę się z wami podzielić, a to dopiero początek miesiąca! Ale wróćmy do sierpnia.


czwartek, 4 września 2014

Szalonego tripa dzień trzeci - znów Budapeszt

Wybaczcie chwilową ciszę, ale dopiero 1 września wróciłam z wyjazdu i wciąż mam problem z wciągnięciem się w szkolny rytm. Wracam więc do was z kolejną częścią relacji z wakacyjnej przygody. Poprzednio mogliście zobaczyć miejską stronę Budapesztu - ważniejsze zabytki, uliczki, kamienice... Dzisiaj pokażę wam coś innego, bowiem kolejny dzień podróży spędziliśmy na uroczym leniuchowaniu w zielonych zakątkach. Chociaż, nie przesadzajmy z tym leniuchowaniem - przeszliśmy pieszo wiele kilometrów