środa, 3 grudnia 2014

Album z Węgier czyli pierwsze podejście do scrapbookingu


Okay. Sama forma kreatywnego wyżycia się jaką jest scrapbooking nigdy szczególnie mi się nie podobała. Kojarzyła mi się z dziwacznymi kartkami z życzeniami na które ponaklejane jest dosłownie wszystko co było pod ręką albo innymi tworami nie mającymi jakiegokolwiek zastosowania. Ale kiedy zobaczyłam te cuda u Tynki, wiedziałam, że muszę zrobić coś podobnego. Od dawna zastanawiałam sie nad przeniesieniem swoich zdjęć na papier - mam sporo porozwieszanych po pokoju, ale to wciąż nie to samo co albumy. No bo wiecie, jeśli kiedyś wszystkie komputery na Ziemi zginą, co wtedy? Gdzie się podzieją moje kochane zdjęcia? Nie chciałam jednak takich klasycznych albumów, nie wiedziałam też od czego zacząć. Dzięki Tynce wpadłam na to, że przecież mogę mieć osobny album z każdej większej wyprawy, oraz po jednym dużym z każdego roku. Mam nadzieję, że uda mi się ten plan systematycznie realizować i albumów, takich jak ten lub piękniejszych, zobaczycie dużo więcej. Pierwszym jestem totalnie oczarowana i najchętniej przeglądałabym go bez przerwy.





Zacznę od kilku szczegółów technicznych, w razie, gdyby ktoś z was poczuł się zainspirowany i chciał zrobić coś podobnego. Albumy zamawiałam na allegro, kosztowały około 6 zł za sztukę (pod nazwą ,,baza do scrapbookingu").
Zdjęcia wywołałam w empiku i jestem bardzo zadowolona z tego wyboru. Po pierwsze - ich jakość jest naprawdę świetna, a po drugie, sam proces zamawiania jest banalnie prosty. Zdjęcia ładujemy przez stronę, wybieramy rodzaj papieru i format, a następnie zostają dostarczone do najbliższego empiku.
 Długo zastanawiałam się nad papierem - bałam się zamawiać zdjęcia błyszczące, bo w albumie bez żadnego zabezpieczenia na pewno błyskawicznie by się popalcowały. Natomiast matowych zdjęć zwyczajnie nie znoszę. W końcu zdecydowałam się na coś pośredniego, czyli papier satynowy, taki półmatowy. Bardzo podoba mi się końcowy efekt, zdjęcia są matowe ale no wiecie.. nie tak chamsko matowe jak zwykle.

Co do formatu: zdjęcia mają 5x7,5 cm (4 na jednej odbitce 10x15) i tutaj również miałam spore wątpliwości. Nie wiedziałam czy wszystko będzie dobrze widać, ale nie chciałam aby moje albumy były bardzo duże i bardzo drogie. W końcu mam zamiar naprodukować ich sporo. Małe zdjęcia okazały się świetnym rozwiązaniem, są jakieś takie... urocze.
Jeżeli chodzi o to, czego użyłam poza zdjęciami: były to najróżniejsze kawałki papieru kolorowego, taśmy samoprzylepne z wzorami, kartki z notesów, naklejki i mnóstwo innych rzeczy. Przyklejałam klasycznie, glue stickiem :)













:)


4 komentarze:

  1. Cudownie Ci to wszyło! Ja zawsze jak się do tego zabrałam, to nic z tego nie było. :<

    Zapraszam na mojego nowego bloga. Dopiero zaczynam. :)
    http://lepszy-swiat-carey.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Teraz to macie prawdziwą pamiątkę... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mamy, mamy :) Uwielbiam przeglądać ten album :)

      Usuń