sobota, 28 lutego 2015

TestuJemy: Amerykański tydzień w Lidlu


Co prawda amerykański tydzień w Lidlu powoli dobiega końca, ale produkty po tego typu ofertach często pozostają w sklepach przez dłuższy czas, a na dodatek akcje są cyklicznie powtarzane, więc na pewno jeszcze kiedyś uda wam się coś pysznego upolować. Dzisiejszy post jest dla mnie wyjątkowy, bo będę pisać o dwóch rzeczach, które lubię: o Lidlu i o jedzeniu. O ile miłość do jedzenia jest całkiem zrozumiała i dosyć popularna, o tyle miłość do Lidla to już chyba jakaś wyższa forma choroby o nazwie chcętowszystko.



Początkowo planowałam przetestować jedynie kilka produktów, ale tak się poskładało, że żarełka wyszło całkiem sporo. Większość produktów wypadła naprawdę świetnie, ale były też te słabsze. Ale za niektórymi będę naprawdę tęsknić.

1. Masło orzechowe.

Okej. Zacznijmy od rzeczy, którą na 90% uda wam się jeszcze kupić, bo w sklepach (przynajmniej w moim mieście) słoików z masłem było naprawdę mnóstwo. Dostępne są dwie wersje: smooth i crunchy. Obie wersję zawierają ponad 90% orzeszków ziemnych (95% w wersji chrunchy, 93% w smooth). Słoik o wadze 454 g kosztuje 8,88 zł czyli sporo mniej niż masła innych firm o tak dużej zawartości orzechów. Ale dość teorii, przejdźmy do najważniejszej części. Do tej pory próbowałam jedynie masła crunchy, czyli z kawałkami orzeszków, choć czaję się na to drugie. Kawałki orzechów są naprawdę duże a samo masło jest przepyszne. Jest delikatniejsze w smaku niż te, które jadłam do tej pory, nie jest bardzo słone ale też zdecydowanie nie jest słodkie. Ma też wyjątkowo gładką konsystencję. Bardzo mi smakowało i na pewno kupiłabym je ponownie.



2. Jogurt z bąbelkami.

Na wstępie powiem, że to jest po prostu genialne. Najchętniej wykupiłabym cały zapas i choć z reguł nie jadam smakowych jogurtów to ten mogłabym jesć i jeść i jeść... Biała część to taki zwyczajny, słodzony jogurcik, identyczny jak w większości tego typu deserów, natomiast kuleczki to takie same bąbelki jakie możemy znaleźć w Bubble tea. W środku wypełnione są pysznym płynem, który uwalniamy dopiero rozgryzając kuleczkę. Próbowałam dwóch smaków: coli i jagody i chyba cola była smaczniejsza. Ale tu nawet nie chodzi o smak. To jest dobre, ale smak nie jest najważniejszy. Za to jedzenie tego jest naprawdę świetną zabawą, chyba że tylko ja bawię się jedząc? Cena? 1,79 zł. Będę tęsknić za bąbelkowym jogurtem.

3. Pizza

Pizzę kupił dla siebie P, ale ja oczywiście musiałam spróbować. Niestety kiedy poszliśmy na zakupy, została jedynie hawajska, a ja szczerze nie znoszę ananasa. Pizzę przygotowujemy w piekarniku piekąc ją przez kilka minut. Przygotowuje się ją naprawdę błyskawicznie, szybciej niż większość mrożonych pizz. Ciasto jest dosyć grube, ale jednocześnie chrupiące, a dodatki są naprawdę smaczne. Pizza kosztuje 5,55 więc jeżeli jeszcze gdziekolwiek da się ją dostać, to polecam. Sama chętnie spróbowałabym pozostałych smaków.

4. Zestaw amerykańskich przekąsek.


Przekąski to rzecz, z której jestem najmniej zadowolona. Nie żeby były jakieś niedobre, ale na tle pozostałych produktów wypadły dosyć słabo. W skład opakowania w cenie 11,99 wchodzą krążki cebulowe, paluszki z mozzarellą i panierowane kawałki serka topionego z papryką. Do tego dołączony jest sos chili, Cały zestaw otrzymujemy zapakowany w kartonowe pudełko, a produkty są dodatkowo zapakowane w osobne foliowe torebki. Przekąski przygotowujemy w piekarniku, przy czym przekąski różnią się czasem pieczenia. Najpierw wrzucamy cebulowe krążki, następnie dokładamy paluszki, a na końcu topione serki. Łączny czas przygotowania to ok. 10 min. Zaskoczeniem był dla mnie sos, który mimo całej nocy spędzonej w zamrażalniku, nadal był płynny. Nie ufam czemuś co nie zamarza, chyba że jest wódką. Sos był za to całkiem smaczny, chociaż nie był tak ostry, jako można by się spodziewać po sosie chili. Jeżeli chodzi o smak przekąsek, to najlepsze były cebulowe krążki, ale ja lubię cebulę. Paluszki z mozzarellą też wypadły nieźle, chociaż już po dwóch miałam ich dosyć. Natomiast serki topione to zupełnie nie mój typ, bo były naładowane po brzegi papryką, której nie lubię. Pawłowi smakowały, więc chyba nie było tak źle. Mimo to przekąsek ledwie wystarczyło na dwie osoby, więc nie polecam.



5. Lody

Lody z amerykańskiego tygodnia to zdecydowanie mój numer 1. Rzadko zdarza się, żeby kupne lody smakowały mi tak bardzo (ogólnie nie jestem jakąś wielką fanką lodów). Próbowałam 3 z 4 dostępnych smaków: masła orzechowego, bananowego i ciasteczkowego i ciężko mi wybrać faworyta. Ciasteczkowe są najsłabsze. Są smaczne, ale spodziewałam się bardziej smaku ciasteczek. A to po prostu całkiem dobre lody waniliowe jedynie z kawałkami ciasteczek, które są ledwo wyczuwalne. Za to bananowe i orzechowe są genialne. Bananowe smakują jak taki prawdziwy słodki banan, choć mają też odrobinę słodkiego smaku, jak w bananowych żelkach czy soku. Do tego zawierają ogromne kawałki czekolady i orzechów. Natomiast lody o smaku masła orzechowego smakują.. jak masło orzechowe. Takie prawdziwe masło orzechowe. Znajdziemy w nich nawet wielkie kawałki zmrożonego masła , które rozpływają się w ustach. Są naprawdę genialne i ich jedyną wadą jest fakt, że są dostępne jedynie w limitowanej edycji. Koszt jednego opakowania to 7,77 zł za 500 ml.

A wy, załapaliście się na coś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz