niedziela, 21 września 2014

Jedziemy na Węgry czyli szalonego tripa sprawy organizacyjne


Jak już wiecie z poprzednich moich postów w połowie sierpnia odwiedziłam Bratysławę, Wiedeń i Budapeszt. Był to pierwszy mój tak daleki wyjazd zaplanowany w dużej mierze samodzielnie - przy niewielkiej pomocy rodziców i oczywiście dużym wkładzie współtowarzysza wyprawy. Dodatkowo jechaliśmy za granicę, co było kolejnym utrudnieniem. Dzisiaj mam dla was małe podsumowanie całej tej wyprawy, napiszę, jak zorganizowaliśmy transport, gdzie dokładnie spaliśmy, i - co najważniejsze - ile zapłaciliśmy.






Transport
Jak już może wiecie, jechaliśmy samochodem. Kiedy jedzie się w więcej osób jest to bardziej opłacalna opcja niż pociąg, do tego dużo wygodniejsza. Nasz pojazd pali bardzo mało, więc koszty były naprawdę mocno zredukowane. Łącznie na paliwo wydaliśmy około 300 zł, podczas gdy bilet na pociąg kosztowałby nas ponad 200 zł na osobę w jedną stronę.
Jechaliśmy przez Słowację, bardzo zależało nam na ty, aby całkowicie ominąć Czechy (w drodze powrotnej nie bardzo nam to wyszło). Tutaj warto zwrócić uwagę na winiety. O ile nie ma zupełnie potrzeby kupowania ich na Węgrzech (Budapeszt leży przecież blisko granicy) to ciężko przejechać bez nich całą Słowację. Na Słowacji płatne są nie tylko autostrady - jak w większości krajów - ale też ekspresówki i drogi I klasy, czyli wszystkie, po których da się w miarę komfortowo i szybko jechać.Winietka na 10 dni kosztuje 7 euro i jest to chyba najtańsza opcja.

Nocleg
Praktycznie połowę nocy spędziliśmy w samochodzie. Co prawda nie było tego w planach, ale nieraz tyle czasu schodziło nam na zwiedzaniu, że na camping dojechalibyśmy ok 22-23. O tej godzinie na pewno nie chciałoby nam się rozkładać namiotu, poza tym niektóre campingi są już zamknięte. Spaliśmy na stacjach benzynowych (no wiecie, łazienka), jednak pamiętajcie, aby wybierać te większe, gdzie zatrzymują się tiry. Macie pewność, że nie będziecie tam całkiem sami co daje poczucie bezpieczeństwa. A czasem nawet dostępne są prysznice. Warto wtedy jednak zaopatrzyć się w produkty spożywcze, które możecie zjeść na szybko bez jakiejś skomplikowanej obróbki. Choć my i tak zwykle jedliśmy śniadanka w lidlu.. :)
Jeżeli chodzi o campingi, to szczególnie polecam Pap-Sziget w Szentendre. Płaciliśmy średnio 50 zł za dobę.

Jedzonko
Tutaj dość typowo, zabraliśmy z domu trochę zupek chińskich, gotowych obiadków w słoikach, makaronów itp (połowy nie zjedliśmy), a na miejscu obżeraliśmy sie owocami i specjałami lokalnej kuchni. Na Węgrzech jedzenie na mieście jest dość tanie, choć kuchnia na pewno nie każdemu spasuje, bo jest dość ciężka i ostra. Ale za to w stacjach metra sprzedają wielkie kawałki przepysznej, świeżej pizzy za równowartość ok 3-4 zł. Jeżeli chodzi o szykowanie jedzenia w namiocie, to warto zawsze wcześniej dokładnie sprawdzić, czy na danym campingu znajduje się kuchnia. Jeśli nie, może się przydać elektryczna kuchenka czy przenośna lodówka (zwłaszcza z tej drugiej korzystaliśmy bardzo dużo) oraz, obowiązkowo czajnik.



najlepsza kanapka z McDonald's na świecie - ze smażonym serem i sosem tatarskim, zjedzona na Słowacji

Poruszanie się po miastach
Jeżeli chodzi o sam Budapeszt oraz jego okolice, to komunikacja działa naprawdę świetnie. Jest tu rozbudowane metro, liczne autobusy czy tramwaje, ale bardzo łatwo jest też zwiedzać miasto na piechotę. Miejsca warte zobaczenia są z reguły skupione po kilka razem, więc nie ma z z tym problemu. Bardziej problematyczną kwestią jest Wiedeń i tutaj radzę zaopatrzyć się w mapę, bo miasto jest duże i dosyć ciężkie do ,,ogarnięcia"

Co koniecznie zabrać?
  • ładowarkę samochodową, zwłaszcza jeżeli zamierzacie spać w aucie. Komentarz chyba zbędny
  • Atlas. GPS GPS'em, ale atlas musi być. 
  • Zapas płyt. U nas jedyną działającą płytą z pięciu zabranych była Maryla Rodowicz, więc znamy juz teksty na pamięć. 
  • Czajnik. Już o tym wspominałam, niby prozaiczna rzecz, ale ciepła herbatka czy zupa z proszku potrafi porządnie ogrzać i postawić na nogi. Z reguły w ogóle nie jem takich gotowców, ale na wyjazdach liczy sie dla mnie wygoda.
  • Wymienione pieniądze. Kursy za granicą bywają bardzo niekorzystne, więc jeszcze pzed wyjazdem wymieńcie gotówkę. Warto też sprawdzić, czy wasza karta ma możliwość wypłacania pieniędzy za granicą.
  • Ubezpieczenie międzynarodowe. Kartę można załatwić z NFZ'u, jest wydawana od ręki, ale pamiętajcie, że działa to tylko w krajach, gdzie służba zdrowia jest publiczna. W innym przypadku ubezpieczenie wykupicie za kilkadziesiąt złotych.
  • Trzeba też dokładnie sprawdzić ubezpieczenie samochodu (np do jakiej odległości auto może zostać holowane) oraz zorientować się w miejscowych przepisach
  • Plastikowe pudełka na żywność, szczelnie zamykane. Owoce czy słodycze pozostawione same sobie w namiocie, na pewno sprowadzą wielu nieproszonych gości. a mrówki w śpiworze to nic fajnego.
  • Długi przedłużacz (10-15 m minimum) aby bez problemu podciągnąć prąd do namiotu.

Wydaje mi się, że pamiętałam o wszystkim :) Ach, jeszcze ostatnia kwestia - wliczając noclegi, jedzenie, paliwko i całą resztę, cały, tygodniowy wyjazd wyniósł nas około 400 zł na osobę.
Powodzenia w organizowaniu własnych wypraw, ja już wprost nie mogę się doczekać kolejnej :)





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz