piątek, 2 maja 2014

O ulubionej szmince

Co prawda nie jest to blog kosmetyczny, ale szminka, o której wam napiszę, jest odkryciem mojego życia, a na dodatek ma dla mnie pewną wartość sentymentalną i wiąże się z nią dość ciekawa historia. O jakim produkcie mowa i dlaczego tak bardzo go lubię?

Dzień przed komersem (czyli ponad  lata temu) kupiłam w Rossmanie szminkę. Nie zastanawiałam się nad tym, bo wtedy nie malowałam ust na co dzień, zdecydowanie preferowałam błyszczyki i byłam pewna, że ten produkt będzie zakupem na jeden wieczór. Była to szminka Manhattanu soft mat w kolorze 54 L. Choć w sumie nie wiem, czy mogę nazwać to szminką, bo aplikator jest jak w błyszczykach - z gąbeczką na końcu. Stało się dokładnie tak jak przewidywałam, po komersie rzuciłam kosmetyk w kąt i zupełnie o nim zapomniałam. Myślę, że kiedy go odgrzebałam musiał być już przeterminowany, ale mimo to zaczęłam malować się nim niemal codziennie. Pokochałam siebie w mocnych ustach, ale jedynie dokładnie w tym odcieniu. Kiedy zaczęłam zbliżać się do końca pojemniczka, zaczęłam rozglądać się za nowym. I pojawił się problem, bo... szminka z Manhattanu nie jest już nigdzie dostępna.

Rozpoczęły się intensywne poszukiwania i wierzcie mi, że próbowałam wielu sposobów. Chodziłam z resztka ukochanej szminki po drogeriach, szukałam, prosiłam ekspedientki o pomoc - i nic. Jak już były w zbliżonym kolorze to nie matowe, a na matowym wykończeniu również mi zależy - wygląda naturalniej, dłużej się trzyma i ogólnie jakoś bardziej mi pasuje.

Kiedy byłam już naprawdę bardzo zrezygnowana, na horyzoncie pojawił sie NYX. Bez wielkich nadziei wstąpiłam do Douglas'a (bo tylko tam ta firma jest dostępna stacjonarnie) i... znalazłam dokładnie moją szminkę, w identycznym kolorze, jedynie opatrzoną inną metką.

Na zdjęciu delikatnie różnią się kolorem, w rzeczywistości są identyczne. Mam wrażenie, że nowa szminka trzyma sie dłużej i ładniej schodzi, ale może to kwestia tego, że nauczyłam się chodzić z kolorem na ustach i mam już wyrobione pewne nawyki, które pozwalają uniknąć zlizania jej po kilku minutach. Delikatnie wysusza usta, podobnie jak poprzednik, ale ciężko oczekiwać od matu właściwości pielęgnujących. Z resztą dla tego niezwykłego koloru mogę wiele wybaczyć :)


Nieco zagmatwana ta recenzja, ale uznajmy ze to nie jest recenzja tylko po prostu malutki wycinek mojego życia :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz