czwartek, 15 maja 2014

Jak się żyje z kotem?



Kot żyje ze mną praktycznie od kiedy jest na tym świecie, czyli 9 lat (w tym roku 10, o ile dobrze liczę). Ma na imię Cziki, choć w sumie równie dobrze mógłby się nazywać Grzechotaniekocimichrupkami albo po prostu Kot. Albo Angens, mogłabym mówić, że to Kotangens. Taki żarcik. Chodzi mi o to, że na imię i tak za bardzo nie reaguje. Wie, że o niego chodzi, podnosi zwykle głowę, ale to czy raczy zwlec swoje czarne 4 litery z kanapy to już zależy tylko od niego.
Opowiem wam dzisiaj o tym, skąd w moim domu wziął się kot i czy zdecydowałabym się na to po raz kolejny. Wyjaśnię kilka wątpliwości, które często są brane pod uwagę przy wyborze zwierzaka.


Skąd pomysł na kota?
Tak naprawdę, nie było żadnego pomysłu. Kiedy byłam młodsza, rodzice nie chcieli się zgodzić na żadne zwierzaki. Tata twierdził, że kot czy pies będzie się męczył w niedużym mieszkaniu. Mama z kolei, nie chciała dokładać sobie obowiązków. Ja przekonywałam, prosiłam... ale nic nie działało. Kiedyś zdarzyło się tak, że zachorowałam na ospę. Jako, że byłam dzieciakiem, przeszłam chorobę bardzo lekko, ale zaraziłam nią tatę (który miał już ospę w dzieciństwie, lol), a ten nie miał już tak łatwo. Leżał w domu z wysoką gorączką i nie ruszał się z łóżka. Pewnego dnia, kiedy siedział sam w domu, pojawił sie kot. Tutaj wersje są rozbieżne, jedna głosi, że obudził tatę miauczeniem, a druga, że sam zadzwonił dzwonkiem ;) W każdym razie, nie dawał tacie spać, więc ten, dla świętego spokoju, postanowił wpuścić zwierzaka do domu. Wtedy była to malusieńka, włochata kuleczka. Miał niecałe dwa tygodnia, zamknięte oczka, i nieporadne, krótkie łapki. Przez pierwsze tygodnie karmiłam go z butelki, mama masowała brzuszek i tak sobie rósł i zaczynał rozrabiać. Początkowo plan był taki, że odchowamy go troszkę i oddamy do schroniska... na szczęście, nie wyszło :)


Dachowiec czy rasowy?
Z kotami jest jak z ludźmi - ile zwierzaków, tyle charakterów. Zwłaszcza widoczne jest to wśród dachowców, bo rasowe kociaki zwykle mają jakieś charakterystyczne cechy. Natomiast z kociakami z podwórka, jest to szalona loteria. Jeżeli zależy nam na kocie, który da się zawsze pomiziać i będzie wylegiwał się na kanapie, to może lepiej zdecydować się na rasowego osobnika (choć też nie wszystkie rasowe kotki są potulne jak baranki), choć wtedy trzeba się liczyć z tym, że może być droższy w utrzymaniu i mniej odporny.
Cziki jest kotem bardzo... charakternym. To jest taka trudna miłość - kiedy ma ochotę, przychodzi, łasi się, ale kiedy głaska się go o sekundę za długo, potrafi ugryźć czy podrapać. Ja znam go na tyle dobrze, że doskonale wiem, czego chce, ale znajomi traktują go z dużym dystansem, a obcych lub małe dzieci zwykle proszę po prostu, żeby bez nadzoru w ogóle go nie dotykały. Nie mam mu tego w żaden sposób za złe, to nie jest zabaweczka, tylko żywe stworzenie. Kto z nas chciałby być bezustannie macany przez obcych ludzi :)?
Poruszone ale z charakterkiem :)

Czy kot niszczy?
Na początku tak. Niestety, kiedy przygarniamy kociaka, w większości przypadków musimy liczyć się z tym, że minie trochę czasu zanim uda się go ,,ucywilizować". Cziki nie robił jakiegoś strasznego spustoszenia, trochę podrapał kanapę i fotele, ale w najgorszym stanie pozostawił tapetę. Mieliśmy na kilku ścianach taką w kolorowe kropeczki, zrobione z miękkiego, wypukłego materiału. Kot bardzo je polubił i tapeta w krótkim czasie poszła do wymiany. Na szczęście, wystarczyło wyłożyć te kawałki ściany panelami i przestał się nimi interesować. Dziś nie robi już żadnych szkód, jedyną rzeczą jaką drapie, jest jego wysłużony drapak, ten sam od zawsze, jednak nie daje się przekonać do żadnego ulepszenia. Dodam jeszcze, że koty poruszają się z dużą gracją i ostrożnością, wiec raczej nie zdarza się, aby coś zrzucały.

Czy kot jest drogi?
To zależy, jak chcemy o niego dbać. Na pewno trzeba wziąć pod uwagę koszty odrobaczania i szczepień, zwłaszcza, jeśli kot - jak mój - jest wychodzący. U kocurów najlepiej przeprowadzić kastrację, najszybciej jak to możliwe, bo kiedy zaczną znaczyć teren, mamy spory problem. Do tego dochodzi żwirek do kuwety, jednak największym wydatkiem jest karma. Nie polecam karmienia kota Whiskasem czy karmami o zawartości mięsa 4%. To nie jest zdrowe dla zwierzaka i może być nieprzyjemne również dla was, bo kocia kupka po takim żarciu, nie jest niczym przyjemnym. Cziki od dawna je Royal Canin dla kastratów, jednak w wersji dostępnej u weterynarzy. Po tej karmie nie tyje, a u kastratów jest to częstą przypadłością, i ogólnie jest z nim wszystko w porządku.  Musimy też liczyć się z innymi wydatkami, w razie choroby kota. Mój w ,,dzieciństwie" przeszedł zapalenie płuc, później kilkakrotne zapalenie ucha i kilka innych drobnych infekcji.

W domu, czy na zewnątrz?
To jest dosyć sporna kwestia, wśród kociarskiego towarzystwa. My od zawsze mieszkaliśmy na parterze i po prostu nie było opcji, żeby utrzymać małego w domu. W pewnym momencie, nauczył się nawet wspinać na karnisz i wymykać przez uchylone od góry okno. Widać, że potrzebuje świeżego powietrza, gonienia za motylami i leżenia na trawie, jest wtedy najszczęśliwszy i nie mieliśmy serca mu tego zabronić. Próbowaliśmy, ale kończyło się to kilkugodzinnym płaczem pod balkonem i ogólnym wkurzeniem. Dziś, kiedy jest już dojrzałym kocurem, raczej nie zapuszcza się w dalsze rejony. Wychodzi, poleży trochę na trawie, potem wraca, za jakiś czas znowu wychodzi i tak w kółko. Kiedy chce wyjść lub wrócić po prostu siada przy drzwiach balkonowych i czeka, aż ktoś go wypuści.


Czy kot jest wymagający?
Jak każde zwierze - potrzebuje naszego czasu, opieki i miłości. Poza tym, jest chyba mniej wymagający niż rybki. Trzeba go nakarmić, nalać wody i posprzątać kuwetę - choć mój Cziki preferuje załatwianie się na świeżym powietrzu i kuwetę odwiedza tylko w razie braku innej możliwości. Długowłose koty trzeba jeszcze szczotkować, ale w tej kwestii nie mam żadnego doświadczenia.

Na koniec...
Powiem wam, że nie wyobrażam sobie już domu bez kota. Psy też są spoko, chciałabym mieć jakiegoś w przyszłości, ale jednak kot to kot. Lubię, kiedy przemyka bezszelestnie i widzę go tylko kątem oka, ale daje mi takie poczucie, że ktoś jest, że nie jest pusto. Lubię to, że ładuje mi się w nocy do łóżka i zawsze zajmuje mój kawałek kołdry. Że kiedy mam gorszy humor, on to wie i czasem łaskawie powoli się pogłaskać odrobinę dłużej. Lubię obserwować jak poluje na muchy, widzieć jego wielkie oczy za oknem, czuć miękki ogon, muskający łydkę. Bez kota, dom byłby pusty, obcy. Chciałabym mieć przynajmniej dwa koty, bo są jeszcze ciekawsze niż jeden. Niestety nie z Czikim, nie w jego wieku i przy jego charakterze, ale może kiedyś, we własnym mieszkaniu... :)

Piszcie o swoich zwierzakach :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz