środa, 20 sierpnia 2014

Szalonego tripa dzień pierwszy - Bratysława i Wiedeń

Hej wszystkim! Tak jak ostatnio pisałam, tygodniowa nieobecność spowodowana była spontanicznym wyjazdem w kierunku Węgier. Podróż minęła tak niesamowicie szybko, że sama trochę tego nie ogarniam, że jestem już w domu. Dopiero co byłam przecież na etapie planowania :) Było naprawdę cudownie, zobaczyłam tyle rzeczy, że na pewno nie dałabym rady zmieścić wszystkiego w jednym poście, więc dzielę relację z podróży na kilka. Posty nie będą pojawiały się po kolei, żeby was nie zanudzić, ale myślę, że do końca sierpnia wszystkie się ukażą. Dzisiaj opowiem wam trochę o pierwszych dniach naszej podróży.

Wyjechaliśmy w zeszły wtorek wczesnym popołudniem. Mieliśmy w zamiarach dojechać na camping kawałek przed Bratysławą, tam się przespać i następny dzień przeznaczyć na zwiedzanie samej słowackiej stolicy oraz Wiednia. Plany jednak uległy zmianie - stwierdziliśmy, że bez sensu byłoby zatrzymywać się przed Bratysławą i potem się wracać, więc pojechaliśmy dalej. Było jeszcze dość wcześnie, więc zdecydowaliśmy się na zwiedzenie miasta jeszcze tego samego dnia, aby mieć później więcej czasu na Wiedeń. Choć zwiedzenie to stwierdzenie nieco na wyrost - było już ciemno a my byliśmy zmęczeni i głodni, więc jedynie trochę poszwendaliśmy się w okolicy centrum. Było z tym mnóstwo zabawy, bo... zgubiliśmy samochód. Zawsze kiedy zatrzymujemy się w nieznanym miejscu, robię zdjęcie numerom domów w pobliżu, lecz tym razem zaparkowaliśmy pod ogromnym kościołem i myślałam, że bez problemu go znajdziemy. Otóż nie było tak łatwo i serdecznie pozdrawiam przemiłego Słowaka, który przeszedł z nami kawałek drogi, próbując namierzyć auto.





Z Wiedniem to jest u mnie taka zabawna sprawa. Jakoś od czwartego roku życia, rok w rok jeżdżę na narty do Austrii i przez sam Wiedeń przejeżdżałam przynajmniej kilkanaście razy. Zwykle jednak wtedy albo spałam, albo byłam zbyt zamroczona aviomarinem, żeby jakkolwiek kontaktować i nigdy nie zwiedziłam tego miasta nawet w najmniejszym stopniu. A szkoda, bo jest naprawdę ładne. Myślę, że tego dnia przeszliśmy pieszo jakieś 30 kilometrów.

Zacznijmy od drogi, która prowadziła z Bratysławy do Wiednia. Nie mieliśmy wykupionych austriackich winietek, toteż bardzo staraliśmy się uniknąć autostrady. Dzięki temu trafiliśmy na malowniczą drogę, wiodącą przez pola pełne olbrzymich wiatraków.





zdjęcie robione z auta, ale bardzo chciałam wam pokazać te domki :)

Najpierw skierowaliśmy się na Belweder....








Później spędzliśmy dłuzszą chwilę w wiedeńskim parku...





A potem w kolejnym. Zaskoczyła mnie ilość zieleni w tym mieście oraz to, że w parku do którego wstęp jest darmowy i można ot tak posiedzieć na ławeczce i się poopalać, rosną naprawdę oryginalne rośliny z różnych zakątków świata.




Następnie udaliśmy się w stronę rynku, gdzie nad miastem góruje ogromna katedra. Budynek robi niezwykłe wrażenie swoimi rozmiarami oraz niezwykłą architekturą. Ciężko sobie wyobrazić, ile pracy musiało zostać włożone w stworzenie tak wielkiego dzieła sztuki.

Przez dobre kilkadziesiąt minut błądziliśmy po mieście, próbując znaleźć Hundertwasserhaus - niezwykły budynek mieszkalny w kilkunastu kolorach, o nietypowych kształtach i cały porośnięty bujną roślinnością. Kolorowy domek robił naprawdę duże wrażenie, choć przez to, że jest wciśnięty pomiędzy inne kamieniczki i otoczony drzewami, ciężko zobaczyć go w całości.





W drodze do samochodu znowu nieźle się pogubiliśmy. Taki już chyba nasz los.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz